niedziela, 10 marca 2013

Orlando Bloom

Choć Orly uchodzi za wielką nadzieję amerykańskiego kina, to... jest Anglikiem, i to wcale nie rodowitym. Jego dziadkowie i pradziadkowie pochodzili z Indii, Tasmanii, Australii, Francji i Turcji!
Orly urodził się w miasteczku Canterbury w 1977 roku. W dzieciństwie często bawił się w ruinach pobliskiego zamku. To wtedy pokochał szalone przygody. "Najlepiej czuję się w filmach, w których sporo się dzieje. Spokojne dramaty obyczajowe zostawiam dla innych aktorów" - wyjaśnia aktor.
Największy szok gwiazdor przeżył, gdy miał dziewięć lat. Dowiedział się wówczas, że jego ojciec - pisarz Harry Saul Bloom - wcale nie jest jego papą. Jest nim natomiast wieloletni przyjaciel domu, Colin Stone. Mimo to aktor nie zdecydował się zmienić nazwiska.
W szkole szło mu dobrze. Miał kilku wiernych przyjaciół i całkiem dobre stopnie. Gdy czegoś nie rozumiał, pomagała mu starsza siostra, Samantha. "Miałem problemy z dysleksją. Troszkę też sepleniłem. Na szczęście te przypadłości znikły, gdy zacząłem nad nimi pracować" - zwierza się Orlando.
Mama aktora wiedziała, że chłopak ma talent. Przekonała go, by zaczął chodzić na kółko teatralne jeszcze w szkole podstawowej. Gdy Orly ukończył 16 lat, przeprowadził się do Londynu, gdzie zapisał się na dwuletni kurs aktorstwa. Wkrótce później zaczął regularnie występować w młodzieżowym teatrze. Zagrał też niewielką rolę w filmie "Wilde". W 1998 roku spadł z rusztowania i uszkodził kręgosłup. Lekarze obawiali się, że już nigdy nie będzie mógł chodzić. Na szczęście skończyło się na wkręceniu kilku mocnych śrub w pęknięte kości. "Od tamtej pory uprawiam yogę i pilates. Wiele zawdzięczam tego typu ćwiczeniom" - wyjaśnia Orlando.
Gdy aktor powrócił do zdrowia, nadrobił zaległości w szkole. Wkrótce później trafił na casting do "Władcy pierścieni". Pierwotnie miał zagrać Faramira, jednak reżyser Peter Jackson zaproponował mu rolę Legolasa. Orly sprawdził się w niej wspaniale. Szybko stał się jednym z najpopularniejszych gwiazdorów młodego pokolenia!
Bloom nie spasował jednak - postanowił pójść za ciosem i zagrać w kilku kolejnych wysokobudżetowych produkcjach. Przyjął rolę w pierwszej części "Piratów z Karaibów", gdzie zaprzyjaźnił się z Johnnym Deppem. Pojawił się też w "Królestwie niebieskim" i " Troi". Dopiero późnej odważył się wystąpić w filmach spokojniejszych, pozbawionych szybkiej akcji. Jednak ani "Calcium Kid", ani "Haven", ani "Elizabethtown" nie stały się przebojami. Fortuna odwróciła się dopiero wtedy, gdy Orly zgodził się powrócić na Karaiby. Dwie kolejne części pirackich przygód odniosły wielki sukces. W czwartej już go niestety zabrakło.
Mimo to w ostatnich latach Bloom był dość zapracowany. Jego nowy film - "Trzej muszkieterowie 3D" - lada chwila pojawi się w kinach. To będzie prawdziwy przebój z doskonałymi efektami specjalnymi, szybkim tempem akcji i przystojnymi kolesiami. Wiadomo też, że aktor pojawi się w "Hobbicie". Film opowie losy Bilbo Bagginsa, wujka głównego bohatera "Władcy pierścieni". Kto wie, może Orly znów zagra blondwłosego elfa Legolasa? Fajnie by było!
Prywatnie Orly kocha piłkę nożna i psy. Jest zapalonym buddystą, mieszka w domu wykorzystującym energię słoneczną i myśli o operacji plastycznej nosa. Złamał go grając w rugby. Jego żona, Miranda Kerr, jest jednak z wyglądu Orly'ego zadowolona. Co więcej, ich malutki synek - ośmiomiesięczny Flynn Christopher Blanchard Copeland Bloom, jest podobno śliczny!

Brak komentarzy: